„End of Chapter” w The Lost and Damned to moment, w którym Johnny Klebitz naprawdę czuje, że wszystko w gangu zaczyna sypać się w rękach. To nie jest zwykła misja „jedź, postrzelaj, wróć”. Tu chodzi o relacje, zdrady i to, jak bardzo Billy potrafi rozchwiać całą ekipę jednym swoim pomysłem. Od pierwszej sekundy czuć, że coś wisi w powietrzu.
Misja startuje w klubie. Johnny wpada na spotkanie, gdzie Billy ma oczywiście kolejne podejście na granicy paranoi i agresji. Billy wrzuca historię o tym, że Angels of Death rzekomo ukradli im broń, którą wcześniej przejęli. Dla niego to świetna wymówka, żeby rozpętać nową wojnę. Dla Johnny’ego i reszty – to kolejna bezsensowna akcja, ale nikt nie śmie się odezwać. Billy potrafi przycisnąć tak, że cała sala milknie.
Po krótkiej gadce grupa rusza po broń. Wsiadasz na motocykl i jedziesz z ekipą za Billym. Cała podróż jest pełna nerwów — chłopaki niby robią swoje, ale czuć, że każdy obserwuje sytuację z dystansem. Rozmowy między członkami gangu pokazują, jak bardzo Billy manipuluje wszystkimi, a Johnny jest praktycznie jedyną osobą, która otwarcie myśli inaczej. Mimo tego jedzie razem z resztą. W Lost MC lojalność to nie żart.
Kiedy docieracie do magazynu Angels of Death, zaczyna się prawdziwa akcja. Budynek wygląda na opuszczony, ale wiadomo, jak to w GTA — w środku czeka pełno przeciwników. Billy wjeżdża w to miejsce jak do własnego domu, nie czekając na resztę. Johnny i chłopaki muszą się przebić przez pomieszczenia, chowając się za skrzyniami i eliminując wrogów jeden po drugim. Walka nie jest najtrudniejsza w dodatku, ale jest intensywna, bo przeciwnicy wyskakują dosłownie z każdej strony.
W środku magazynu znajdujecie skrzynie z bronią. Wszystko wygląda jak dowód na to, że Angels rzeczywiście mieli ich sprzęt… ale Johnny zauważa coś podejrzanego. Zbyt łatwe. Zbyt oczywiste. Jakby ktoś specjalnie to przygotował. Billy jednak nie dopuszcza żadnych pytań. Bierze broń i dziękuje Johnny’emu z sarkastycznym uśmiechem, który mówi więcej, niż słowa. Gracz wyczuwa, że Billy gra w swoją własną grę.
Po wyczyszczeniu magazynu ruszacie w drogę powrotną. I tu pojawia się kolejny sygnał, że sytuacja jest dużo brudniejsza, niż się wydaje. Billy zaczyna nawijać o tym, jak Angels of Death „od zawsze planowali ich wykończyć”, choć nikt wcześniej o tym nie słyszał. Johnny z kolei milczy, ale kamera i dialogi budują wrażenie, że zaczyna łączyć fakty. Przestaje ufać jakimkolwiek słowom Billy’ego.
Podczas jazdy wraca typowy klimat Lost MC — motory, ryk silników, komentarze chłopaków. Ale nawet to nie przykrywa napięcia. Ta jazda nie jest jak zwykle. Wszyscy wiedzą, że Billy właśnie rozpoczął konflikt, którego nikt nie chciał. W dodatku sposób, w jaki odnaleziono broń, wygląda na ustawiony. To moment, w którym gang zaczyna pękać w szwach.
Po powrocie do klubu Billy oficjalnie ogłasza, że broń została „odzyskana dzięki jego planowi”, oczywiście nie wspominając, że cała akcja była podejrzanie wygodna. Przypisuje sobie całą zasługę, a reszta członków, mimo wątpliwości, przytakuje — bo kto sprzeciwi się prezydentowi Lost MC, który ma cały klub w garści? Johnny stoi z boku, nie wdaje się w dyskusję, ale widać, że w jego głowie decyzje już dojrzewają.
„End of Chapter” to tak naprawdę misja przełomowa. Nie polega na tym, że gracz strzela do setki wrogów. Chodzi o klimat. O relacje w gangu. O to, że Lost MC zaczyna zmieniać się w coś zupełnie innego pod dowództwem Billy’ego. To tu gracz widzi, że Billy nie zawaha się przed manipulacją, byle tylko wyglądać na lidera, który ma pełną kontrolę.
Misja kończy się niby zwyczajnie — odstawieniem sprzętu i krótkim komentarzem Billy’ego. Ale gracz wychodzi z niej z wrażeniem, że to dopiero początek większej zawieruchy. Johnny, choć wciąż lojalny wobec gangu, zaczyna tracić cierpliwość. Widzimy, że konflikt między nim a Billym wisi w powietrzu. „End of Chapter” nie zamyka rozdziału — wręcz przeciwnie, otwiera kolejny, znacznie mroczniejszy.
To jedna z tych misji, które przypominają, że Lost and Damned to nie tylko jazda na motorach i strzelaniny. To historia o lojalności, toksycznych relacjach i upadku czegoś, co kiedyś było braterską ekipą. I właśnie dlatego tak dobrze ją się pamięta.


Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.