GTA IV: San Andreas N.O.E.

Misja „N.O.E.” w GTA IV: San Andreas to prawdziwy test nerwów, refleksu i cierpliwości każdego, kto myśli, że latanie w San Andreas to bułka z masłem. Już od pierwszych sekund widać, że to nie będzie zwykłe zadanie: Mike Toreno, znany ze swoich tajemniczych i czasem wręcz absurdalnie niebezpiecznych pomysłów, wzywa Niko do kolejnej „przyjemności” – tym razem w powietrzu. Samolot N.O.E., którym przyjdzie nam sterować, wygląda jakby był produkowany w epoce kamienia łupanego i od samego spojrzenia budzi lekki niepokój. Mały, zwrotny, ale niestabilny, zupełnie inny niż wszystkie maszyny, które zna każdy gracz z poprzednich misji. Już sam widok kokpitu i tych wszystkich wskaźników sprawia, że czujesz: „To nie będzie łatwe”.

Start misji zaczyna się spokojnie – Niko odbiera samolot na opuszczonym lotnisku w pustynnym Verdant Meadows. Ryder byłby dumny: pustka, wiatr, stary pas startowy, a w powietrzu czuć kurz i piasek. Pierwsze minuty w powietrzu to nauka podstaw – przyspieszenie, skręt, wznoszenie się. Na początku czujesz się jak kompletny nowicjusz, bo N.O.E. reaguje dziwnie. Każdy ruch joysticka, każdy nacisk klawisza wymaga precyzji. Za mocny skręt i samolot od razu zaczyna oscylować jak pijany ptak, za słaby – nie nabiera prędkości. Gra od razu uczy pokory: latając w powietrzu, jesteś na łasce fizyki San Andreas i własnego wyczucia.

Pierwsze zadanie to przelot przez serię pierścieni. Gra podaje je jasno: „Przelatuj przez każdy pierścień w określonej kolejności”. Brzmi banalnie, prawda? Do momentu, gdy spróbujesz to zrobić w N.O.E. Samolot jest tak wrażliwy na balans i prędkość, że każda próba wymaga maksymalnej koncentracji. Wiatr w tej części pustyni nie jest przyjacielem – nagłe podmuchy zmieniają kierunek lotu, a ty czujesz, że musisz walczyć z maszyną i naturą jednocześnie. Pierścienie są kolorowe i kontrastowe, co pomaga, ale i tak pierwszy raz łatwo minąć nie ten, co trzeba, a każdy błąd kosztuje czas i cierpliwość.

Po przelotach przez pierścienie przychodzi czas na manewry bardziej zaawansowane. Niko dostaje polecenie wykonania beczek i półbeczek, które mają symulować wojskowe akrobacje. Każdy ruch wymaga precyzyjnego sterowania – obrót w jedną stronę, lekki nachył w drugą, a N.O.E. potrafi w jednej sekundzie zrobić salto i wymknąć się spod kontroli. To jest moment, w którym gracz albo wchodzi w rytm i zaczyna czuć maszynę, albo frustruje się na tyle, że po kilku próbach trzeba odłożyć kontroler. Fizyka San Andreas w powietrzu działa jak żywy organizm – trzeba wyczuć każdy oddech silnika, każdy ruch dźwigni i każdy podmuch wiatru.

Kiedy akrobacje są opanowane, gra wprowadza kolejny element chaosu – lot w trudnym terenie z przeszkodami. W grze pojawiają się góry, wysokie skały i nagłe wzniesienia, które trzeba omijać w pełnym przyspieszeniu. Każdy błąd oznacza zderzenie i powtarzanie fragmentu misji od nowa. To nie jest misja typu „naciskasz spację i lecisz w linii prostej” – tutaj każda sekunda wymaga skupienia, a każda sekunda to adrenalina w czystej postaci. Samolot N.O.E. ma swoje limity – jeśli przesadzisz z obrotem albo spowalniasz zbyt gwałtownie, natychmiast tracisz wysokość i możesz wpaść w ziemię jak kamień.

W połowie misji pojawia się element, który odróżnia „N.O.E.” od innych szkoleń w grze: Toreno każe Niko wykonać precyzyjne lądowanie na niewielkim lądowisku, które wygląda jak mini platforma w środku pustyni. Tu nie ma miejsca na improwizacje – trzeba wylądować pod odpowiednim kątem, z właściwą prędkością i w odpowiednim punkcie. Każdy gracz, który próbował tej misji, pamięta poczucie ulgi, gdy po kilku próbach Niko bezpiecznie stawia maszynę na pasie. To moment, kiedy wiesz, że przetrwałeś pierwszy etap, ale najlepsze dopiero przed tobą.

Druga część misji przenosi się w powietrze ponownie, tym razem w tryb bardziej „bojowy”. Niko ma przelatywać nad terenami wroga, unikać wykrycia i wykonywać loty zwiadowcze. Gra dodaje przeciwników na ziemi, drony w powietrzu i kilka dynamicznych sytuacji, które testują umiejętność manewrowania i wyczucie prędkości. Każde zadanie w powietrzu jest jak mała strzelanka w ruchu – trzeba patrzeć na wskaźniki, przewidywać trajektorię lotu i reagować w ułamku sekundy. San Andreas daje tu pełne poczucie chaosu – jeden błąd, nawet drobny, i misja do powtórzenia.

Kulminacja „N.O.E.” to wielki przelot przez seria pierścieni i akrobacji w jednym, kończący się perfekcyjnym lądowaniem na docelowym lotnisku. To jest moment, w którym adrenalina osiąga szczyt: w powietrzu wszystko wydaje się większe, bardziej dynamiczne, a każdy ruch decyduje o powodzeniu misji. Kiedy Niko wreszcie stawia N.O.E. na ziemi, czujesz satysfakcję porównywalną z ukończeniem najtrudniejszej misji w całej serii.

Podsumowując, „N.O.E.” to misja, która łączy elementy szkolenia pilotów, akrobacji i precyzyjnego lotu w trudnym terenie. Wymaga od gracza refleksu, cierpliwości i wyczucia maszyny. To nie jest łatwe zadanie, ale satysfakcja po jego ukończeniu jest ogromna. San Andreas pokazuje tu swoje najlepsze strony: chaos, ryzyko i wrażenie wolności w powietrzu. Misja staje się nie tylko obowiązkiem Niko, ale też wyzwaniem dla każdego gracza, który chce poczuć, jak to jest latać w świecie GTA w pełni kontrolując chaos wokół siebie. Dzięki niej Niko zdobywa doświadczenie, a gracz – pamiętny moment w historii serii.

PARTNERZY

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz